czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 2

Obudziłam się niezbyt zadowolona. Nie chodziło o sam fakt, iż usłyszałam bębnienie kropel deszczu o parapet. Nie.. nawet deszcz mi tak bardzo nie przeszkadzał jak sam fakt, że znowu spotkam się z tym typem. Nick wydawał się.. drażnić ze mną. A przy okazji jakby go to naprawdę bardzo bawiło. Mnie w tym czasie korciło wywalić mu z pięści w twarz. Zdziwiło mnie, że aż tyle negatywnych emocji mam w sobie na samą myśl o tym czarnowłosym chłopaku. Przerażał mnie także fakt, że serce zaczęło mi mocniej bić na samą myśl o jego zapachu. Był przyjemny.. i oryginalny. Trudno było mi powiedzieć co to mogło być. 
Wczorajszego wieczoru bardzo długo myślałam nad nowo poznanym. Może źle go potraktowałam owego dnia? Może chciał być po prostu miły? Lecz szybko ten pomysł wykreśliłam. Już gdy pierwszy raz nasze oczy się spotkały widziałam w nich coś nie do opisania. Tak jakby mnie znał i od początku zanim się zobaczyliśmy już miał plan jak mnie rozdrażnić. 
Westchnęłam zrezygnowana wspominając nocne pomysły. Nie umiem opisać co mną targało od wewnątrz. 
Gdy spojrzałam na zegarek w telefonie, godzina pokazywała 05:36. Czyli jeszcze trochę czasu miałam do rozpoczęcia zajęć. Próbując chodź na chwilkę jeszcze przysnąć nie udało mi się. Leżałam więc z kolejne 10 minut patrząc na sufit. W końcu, postanowiłam wypełznąć z łóżka. Ubierając się i myjąc i kończąc wszystkie ranne czynności weszłam do kuchni. Przyrządziłam sobie płatki. 
Zamyślona nawet nie zorientowałam się, że nie jestem sama w jadalni. Mama patrzyła na mnie zatroskana.
- I jak tam pierwszy dzień w szkole kochanie? Wczoraj nie miałam nawet okazji zapytać.. tak długo w pracy siedziałam. - Wydawała się skruszona.
- Było.. ciekawie - cóż.. przynajmniej nie skłamałam - poznałam już sporo osób.. wydają się mili.
- Widzisz? Mówiłam, że będzie dobrze. Poczekaj tydzień, dwa a poczujesz się jakbyś tu mieszkała całe życie! - jej dźwięczny śmiech wypełnił małe pomieszczenie. 
Mimowolnie moje usta ułożyły się w szczery uśmiech. Może i miała racje.. 
Poprosiłam tatę o podwózkę do szkoły. Wiedziałam, że mam mało czasu aby zdążyć na zajęcia, więc jedynym dobrym wyborem aby nie narobić problemów sobie już na drugi dzień to pomoc od ojca. 
Jak podejrzewałam. Nie spóźniłam się, lecz zbliżając się do klasy, po korytarzu rozszedł się dźwięk dzwonka zapowiadającego początek lekcji. Powłóczyłam nogami pod salę. Wymieniłam parę uśmiechów z nowymi kolegami i koleżankami z klasy. Nie miałam chęci na bliższe poznawanie ich. Na razie. 
Nauczycielka od matematyki szła powoli. Tak jakby dzwonka wcale nie słyszała. Może to i lepiej.. 
Zajęłam typowo  '' swoje '' miejsce na ostatniej ławce. To miejsce mi od zawsze mi odpowiadało, ponieważ nikt nie posyłał na mnie wścibskiego spojrzenia.
No może z wyjątkiem jednego, przystojnego chłopaka, siedzącego tak blisko mnie, że wystarczyło wyciągnąć rękę. 
Westchnęłam tylko. Nick spojrzał zdziwiony, podnosząc lekko ciemne brwi. Jego oczy przeszywały mnie.. czułam się tak jakby wszystko o mnie wiedział. Poczułam się wręcz naga. 
Zawstydzona odwróciłam wzrok. 
I nagle do moich uszu doszedł śmiech. Rozzłoszczona odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Czego rżysz? - warknęłam po cichu. 
- A nie mogę? - odparł nie wzruszony. - Nie bądź taka waleczna jak .. wilk - mrugnął do mnie.
Na chwilę moje serce zatrzymało się. Czułam, że brakuje mi tlenu. 
- Słucham? - myślałam, że zaraz zemdleję. On wie? .. Skąd?..
- Ta szkoła nie jest taka jaka Ci się wydaje - zaczął się śmiać. Jego ton świadczył o tym, że on wie o wiele więcej niż mi się wydaje. 
Poruszyłam się nerwowo na krześle. Ten chłopak jest niebezpieczny. 
Zaczęłam wdychać jego zapach. No tak .. Dlaczego na początku tego nie zauważyłam?
On nie był człowiekiem. Jego słowa mnie tak poruszyły.. że zaczęłam wdychać dokładniej powietrze. Różne zapachy mi się wymieszały. Ale wiedziałam.
Nie każdy w tej sali był człowiekiem. 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 1

1 wrzesień.
Jak ja nienawidzę tego dnia! Oznaczał on pożegnanie z ciepłymi dniami, opalenizną na ciele, lodami i wolnym, a oznaczał nowy rok szkolny i początki jesieni. Ze wszystkich pór roku, jesień była dla mnie najgorsza, ponieważ pogoda była wtedy nieprzewidywalna, a ja wolałam rzeczy, których pewna jestem.
Około godziny szóstej nad ranem, przyszła do mojego pokoju mama, budząc mnie ze snu, którego nie chciałam kończyć. Wolałam zagłębić się w nim dalej i poleżeć w ciepłym łóżku, nie martwiąc się tym co będzie potem. W czasie snu, jakby umieramy na parę godzin; Niestety moja matka była kobietą upartą i kiedy postawia na swoim nic tego zdania nie zmieni. Uparła się by przeprowadzić się do drugiego końca kraju! Sprzeczałam się z nią o to, aby zostać, przynajmniej do końca, aż skończę liceum. Tato nie poparł żadnej z nas. Ale i tak wiem, że  głębi duszy pogodził się on z tym, iż będziemy musieli zmienić miejsce zamieszkania. Wiedziałam, że moje kłótnie są bezskuteczne, nie miałam szansy wygrać z tą kobietą. Więc tydzień po zakończeniu roku, stanęłam przed moim nowym domem.
Zamieszkaliśmy w dość sporym miasteczku, które leżało nieopodal Nowego Jorku. Wystarczyło około 15 minut samochodem, aby dostać się do większej miejscowości. O wiele większej.
Nasze miasteczko było spore, nie można narzekać. Nasz dom stał na obrzeżach otoczony lasem. Domek wydawał się nie z tej krainy. Był skromny, ale naprawdę piękny. Widać było, że ktoś postarał się w remoncie, a właściciel pozostawił nam przy kupnie nawet nowoczesne meble. Pokoje były urządzone stylowo, wszystko było do siebie dopasowane.
Z jednej strony cieszyłam się niezmiernie .. a z drugiej byłam smutna. Obiecałam znajomym,że będę utrzymywać z nimi kontakt, ale co to za znajomość,gdy pisać trzeba tylko przez Internet?
Wzięłam laptopa na ręce i wbiegłam po schodach na górę do swojego pokoju.
Mój pokój miał ściany w kolorze kawy z mlekiem. Podłoga była powykładana drewnem, a na środku leżał biały puchaty dywan. Łóżko było ogromne i mieściło się po prawej stronie, miało ogromną liczę poduszek w różnych odcieniach brązu i bieli. Pościel oczywiście także była dopasowana. Komody i szafy były drewniane, w bardzo ciemnym kolorze. Po lewej stronie miałam duże szklane drzwi prowadzące do osobistej łazienki. Ładnie to wyglądało.. ale kto chciałby być podglądany w łazience?
Naprzeciwko siebie miałam kolejne szklane drzwi, które tym razem prowadziły na ogromny balkon, z którego widać było las.
Tygodnie mijały, a wakacje przeminęły.
Rozciągnęłam się w łóżku, gdy moja mama wyszła z pokoju. Przeważnie zamykałam się na klucz, ponieważ lubiłam przebywać sama i lubiłam gdy nikt mi nie przeszkadzał, lecz dziś drzwi były otwarte, bo zażądała tak moja matka.
Stawiając nogi na podłożu, uderzył mnie chłód, który był przyjemny z porównaniu z wysoką temperaturą w domu.
Zabrałam z szaf, potrzebne mi ubrania i skierowałam się do łazienki. Napuszczając wodę do wanny, rozebrałam się i związałam włosy w luźny kok. Gdy wanna napełniła się niemal do pełna, zakręciłam wodę i weszłam. Nie spieszyło mi się zbytnio i rozłożyłam się wygodnie w wodzie. Woda koiła moje napięte mięśnie i pozwalała trochę wyluzować. Stresowałam się, ponieważ było to nowe miasto i nikt znajomy. Byłam raczej osobą nieśmiałą i nie przepadałam za nowymi znajomościami.
Pół godziny potem, umyta i pachnąca wyszłam z wanny, szorując się ręcznikiem, który następnie związałam. Podeszłam do lustra szykując kosmetyki. Popatrzyłam na swoje odbicie.
Rozwiązałam włosy, pozwalając aby moje lekko falowane włosy opadły mi na plecy. Lubiłam ich kolor, bo przypominał mi gorzką czekoladę. Ogółem uważałam się ze osobę ładną, ale na pewno nie płytką ani z zbyt dużym mniemaniu o sobie.
Większość dziewczyn zazdrościła mi moich pełnych ust, niebieskich oczu i delikatnych piegów.
Kończąc malowanie oczu, zabrałam się za ' rozwalony ' kok. Pozwoliłam, aby kilka kosmyków włosów opadło mi lekko na twarz. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze.
- Będzie dobrze - mruknęłam sama do siebie.
Ubierając się w strój galowy, który składał się z czarnej spódniczki i rajstop, a także białej trochę prześwitującej bluzki z długim rękawem, rozmyślałam o tym,czy aby nie przesadzam ze swoim wyglądem. Nie chciałabym być uznana za .. dziwkę, pierwszego dnia szkoły. Ale w końcu co mnie obchodzi och zdanie. Niech sobie myślą co chcą.
Gotowa, zeszłam na dół. Już na górze wyczułam ostry zapach bekonu i jajek.
Siadając przy stole, po chwili pojawił się przede mną parujący talerz. Zjadłam wszystko szybko, popijając ciepłą herbatą.
- Może jednak tata odwiezie Cię do szkoły? - spytała mama.
- Nie, naprawdę nie trzeba. Sama umiem dojść.
Matka nie skomentowała tego i w ciszy przeszła do salonu, w czasie gdy ja zajęta byłam zakładaniem butów.
Gdy wychodziłam z domu, krzyknęłam, że niedługo wrócę, łapiąc przy tym moją małą czarną torbę.
Szkoła nie mieściła się daleko, więc w dosyć szybkim tempie dotarłam do niej. W czasie wakacji włóczyłam się samotnie po okolicach, odwiedzając różne miejsca, więc dobrze wiedziałam gdzie iść. Przed budynkiem szkoły, przystanęłam na chwilę i wyciągnęłam zapalniczkę razem z papierosami. Zapaliłam jednego, pozwalając aby cały mój smutek i złość zniknęły razem z wypuszczanym dymem.
- Tutaj nie wolno palić - usłyszałam za sobą męski głos. Pięknie się ten dzień zaczyna.
Odwróciłam się z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Stał przede mną wysoki chłopak o kruczych włosach. Jego włosy nie były krótkie, ale nie były też długie. Niektóre kosmyki opadały mu na oczy. Ubrany był w czarny t-shirt i dżinsy.
No nie powiem był przystojny,, ale tacy byli właśnie najgorsi.
- Jakoś mnie to zbytnio nie interesuje - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, które mówiło, żeby lepiej sobie już odszedł.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i odszedł, wchodząc do budynku.
- Palant.. - mruknęłam.
Gdy skończyłam palić, weszłam tym samym wejściem co on. W budynku była ogromna liczba ludzi. Spuściłam wzrok i zaczęłam przedzierać się przez zebranych.
Gdy znalazłam swoją salę, przystanęłam pod ścianą. Pozwoliłam sobie na ' zaobserwowanie ' terenu. Dzieciaki nie zwróciły uwagi, że w szkole jest nowa twarz. Na wielkie szczęście.
Gdy pojawił się nauczyciel, prawdopodobnie wychowawca, otwierający drzwi, wpełzłam pierwsza, aby zająć jakieś dobre miejsce. Skierowałam się na tył sali do ostatnich ławek. Umiejscowiłam się po prawej stronie przy ścianie. Uparcie świdrowałam wzrokiem nauczyciela, nie pozwalając aby mój wzrok zobaczył choćby na chwilę. Czułam na sobie zażarte spojrzenia innych. Taak, teraz mnie zauważyć musieli, prawda?
Gdy usłyszałam przesuwające się krzesło obok siebie, musiałam sprawdzić kto to jest.
- O nie - warknęłam pod nosem.
- O tak, witaj moja droga - uśmiechnął się ten sam czarnowłosy chłopak, którego spotkałam wcześniej. - Tak w ogóle jestem Nick - wyciągnął do mnie rękę.
Popatrzyłam na nią i zignorowałam go, patrząc ponownie na wychowawcę.
- Ktoś t jest nieuprzejmy - zaśmiał się po cichu. Wiedziałam, że nie da mi spokoju.
- Jestem Kate. - syknęłam i dałam mu tym do zrozumienia, że więcej nic nie powiem.
Na szczęście Nick nie kontynuował rozmowy, gdy nauczyciel, niejaki Parrinson, przywołał wszystkich i koncentrując ich uwagę na sobie. W sumie nic nowego, podał tylko plan lekcji i upomniał nas jak mamy się zachowywać. Jego wykład nie był długi i z zadowoleniem wymalowanym na twarzy, wyszłam, gdy oznajmił nam, że możemy już wyjść. Wybiegłam wręcz z budynku, ponieważ n ie chciałam nawiązywać rozmowy z moim nowym ' kolegą '. Pech chciał, że jesteśmy razem w klasie.
Niestety mimo mojego błagania do Boga, ponownie zaczepił mnie głos mojego prześladowcy.
- Kate!
- Huh? - mruknęłam, oglądając się - Czego ty ode mnie chcesz?
- Zapomniałaś torebki z klasy - podał mi ją, a ja z wdzięcznością ją odebrałam.
- Dziękuje - mruknęłam sucho.
- Więc .. do jutra - puścił do mnie oko, pozostawiając mnie w osłupieniu.